Historia strącenia samolotu Iran Air 655 to jeszcze jeden powód dlaczego Stany Zjednoczone i Iran tak nie ufają sobie nawzajem (patrz szczyt w Genewie i kolejne przełożenie końca negocjacji jądrowych).
Historia zaczyna się od rewolucji 1979 r. Rok później Irak najeżdża Iran chcąc wykorzystać zamieszanie u sąsiad. USA wspierają wtedy Saddama Husajna.
Pod koniec wojny, 8 lat później, 3 lipca 1988 roku, okręt US Navy Vincennes w Zatoce Perskiej chronił szlaków handlowych z transportami ropy. Odbywały się rytualne potyczki z irańskimi okrętami wojennymi, ot, wymiana strzałów. W tym samym czasie z lotniska Bandar Abbas staruje do Dubaju Iran Air Lot 655. Airbusem A300, dużym samolotem cywilnym leci 290 pasażerów i członków załogi. Ponoć pomylono go z kilkakrotnie mniejszym F-14, ponoć nie odpowiadał na ostrzeżenia amerykańskiego okrętu, stąd wystrzelono w niego dwie rakiety ziemia powietrze.
W Teheranie odebrano to jako sygnał bezpośredniego zaangażowania USA po stronie Iraku, który był wtedy w defensywie a Irańczycy mogli bezpośrednio zagrażać Bagdadowi. Równolegle pojawiły się sygnały o możliwości użycia broni chemicznej przez przerażonego Saddama. Teheran dwa miesiące później akceptuje zawieszenie broni zaproponowane przez ONZ. W społeczeństwie i rządzie umacnia się teoria absolutnej wrogości USA i jego dążenia wszelkimi sposobami do zniszczenia młodej republiki islamskiej. Nieufność narasta, jej szczytem bęzie zupełnie nieoczekiwane w Persji zaliczenie jej do „osi zła” przez George'a Busha Jr. (2002).
Strącenie wtedy statku cywilnego ma swoje konsekwencje do dziś. I tak długo pewnie będą trwały następstwa zestrzelenia MH17.